Świat bez drzew?
Z pisarką Małgorzatą Kur rozmawiałam o jej najnowszej książce, Ostatnie drzewo na Ziemi, a także pracy, inspiracjach i ulubionych drzewach.
Serdecznie zapraszam do lektury 🙂
Niedawno odbyła się premiera Pani najnowszej książki, Ostatnie drzewo na Ziemi. Czy Pani zdaniem sytuacja przedstawiona w książce jest możliwa?
Wydarzenia opisane w powieści to tak naprawdę mocno przejaskrawione sytuacje, które dzieją się w rzeczywistości.
W XX wieku pod same pastwiska wykarczowano obszar równy wielkości Ameryki Południowej! Być może ludzie nie doprowadziliby do sytuacji, w której na całym świecie wycięte są wszystkie drzewa, ale jestem pewna, że prędzej czy później doprowadzą do katastrofy ekologicznej i klimatycznej, której większość gatunków flory i fauny nie przetrwa.
Co Panią zainspirowało do napisania właśnie takiej książki o drzewach?
Inspiracją do napisania tej książki było życie.
Nie musiałam nawet wychodzić z domu, żeby obserwować wycinanie czterech ogromnych topoli, które za bardzo „pyliły” i kilku dorodnych klonów, by poszerzyć ścieżkę rowerową o piętnaście centymetrów. Wkopując bożonarodzeniową choinkę na trawniku pod blokiem usłyszałam od sąsiada, że ma już dość drzew przed balkonem, a z kolei inna sąsiadka starała się o wycięcie wielkiej lipy, ponieważ jej sok obklejał guzik do otwierania furtki…
Do tego dochodzi euforia, w jaką wpadli ludzie, po zezwoleniu przez pewnego ministra na wycinkę drzew w prywatnych ogrodach oraz doniesienia ze świata o wycinaniu puszczy Amazońskiej, lasów Madagaskaru i Borneo.
Mam wrażenie, że ludzie zwyczajnie nie lubią drzew. Chciałam napisać książkę, która skłoni dzieci żyjące w świecie, w którym brakuje szacunku do przyrody, do refleksji.
Ma Pani swoje ulubione drzewo?
Z naszych rodzimych drzew bardzo lubię brzozy, są eleganckie, smukłe, a swoją jasną korą ożywiają ciemnobrązowe lasy i parki.
W ogóle uwielbiam polskie lasy, nie zamieniłabym ich na żadne palmy, gaje oliwne czy sady pomarańczowe.
Ukazało się już kilka Pani książek. Dostaliśmy między innymi pozycję o kotach, historii kuchni i książkę detektywistyczną, więc dla każdego coś miłego. Skąd czerpie Pani inspiracje? Dlaczego wybrała Pani akurat takie tematy?
Inspiracją do moich książek są moje zainteresowania i doświadczenia.
Uważam, że pisanie o tym, co jest ci bliskie, co wzbudza w tobie emocje sprawia, że książka jest bardziej autentyczna i przekonywająca. Całe życie mieszkałam z kotami, dlatego koci bohater tak często występuje w moich książkach. Temat historii kuchni również jest mi bliski, ponieważ prowadzę bloga „Pularda. Stół sprzed wieków”, na którym odtwarzam przepisy ze starych polskich książek kucharskich i generalnie jestem miłośniczką gotowania i jedzenia.
Inspiracją do książki o małym detektywie Guciu był natomiast mój synek. Gdybym nie została matką, nie napisałabym książki o przedszkolaku. Bez kontaktu z tą grupą wiekową zwyczajnie nie potrafiłabym stworzyć wiarygodnej postaci.
Co jest najtrudniejsze w pisaniu książek?
Zdecydowanie trudniej pisze mi się książki popularyzatorskie niż z fabułą. Zbieranie i porządkowanie materiałów trwa długo, następnie trzeba je opracować w taki sposób, żeby treść była interesująca i zrozumiała dla dzieci. I nie można przy tym dać się ponieść fantazji. Czuję się wtedy trochę, jakbym pisała jakąś pracę zaliczeniową w liceum czy na studiach, wymagającą ogromnych nakładów pracy. Ale zawsze mam w głowie wizję, jak cudownie będzie wyglądać gotowa, zilustrowana książka i to dodaje mi energii.
Co w pisaniu sprawia Pani najwięcej radości?
W samym procesie pisania najbardziej cieszy mnie, że sama decyduję, jacy będą moi bohaterowie i jakie przeżyją przygody. Mogę pozwolić im na wszystko, na co sama miałam ochotę, będąc w ich wieku, mogę dać im cechy charakteru, które sama chciałabym mieć lub które podziwiam. Generalnie kreowanie książkowej rzeczywistości sprawia mi ogromną przyjemność.
Ma pani jakieś rytuały związanie z pisaniem?
Zupełnie żadnych 😉
Może oprócz tego, że muszę być sama w pokoju, obecność drugiej osoby, choćby w ciszy czytała książkę trzy metry dalej, bardzo mnie rozprasza. Słuchanie muzyki w czasie pisania też nie wchodzi w grę.
Pani książki są bardzo lubiane przez dzieci i młodzież, a czy Pani ma swoje ulubione książki dla dzieci? Jakie książki były Pani tymi ukochanymi w dzieciństwie?
Może to nietypowe, ale moją ukochaną historią w dzieciństwie była legenda o zaczarowanym kociołku na trzech nóżkach, który pomagał biednej parze staruszków. Moja mama musiała ją czytać codziennie na dobranoc przez długi czas, a dziś ja czytam ją swojemu synkowi i też bardzo ją lubi.
Lubiłam też przygody Wróbelka Elemelka, a gdy byłam starsza moją ukochaną książką była Mała księżniczka.
Czy ma Pani autorów, którzy Panią inspirują?
Autorem książek dla dzieci, który ostatnio skradł moje serce, jest Nicholas Gannon. Choć akcja jego powieści dzieje się współcześnie, czytelnik ma wrażenie, jakby znajdował się w innej epoce, w której czas płynie wolniej, smartfony i tablety nie istnieją, a pogawędki z wypchanymi zwierzętami są czymś normalnym. W dodatku książki Gannona dopełniają cudowne ilustracje jego autorstwa. Chciałabym stworzyć podobny nastrój w moich powieściach.
Pracuje Pani nad kolejną książką? Jeśli tak, to może Pani coś zdradzić?
Jeszcze w tym roku ukaże się kilka nowych książek, między innymi na temat związany z ochroną zwierząt, ginącymi gatunkami.
Pracuję również nad kolejną książką popularyzatorską o podobnej tematyce – trochę ekologicznej, a trochę socjologicznej.
Mam jednak nadzieję, że uda mi się znaleźć czas na napisanie powieści dla nastolatków, której zarys już od dawna mam w głowie.
Zdjęcie z archiwum prywatnego pisarki
Z wielką radością przeczytałam ten wywiad. Dziękuję też za informację o Nicholasie Gannonie, zainteresuję się zaraz tym pisarzem i ilustratorem. A może napisze Pani kiedyś książkę o PSZCZOŁACH??
Moja córka w jeden dzień przeczytała „Rodzinę z fotografii” tak ją wciągnęło. Liczymy na drugą część! Tylko żeby była dłuższa. A ta książka zapowiada się bardzo ciekawie, na pewno przeczytamy