O Króliczku Wędrowniczku. Historia prawdziwa – Konkurs

KONKURS ZAKOŃCZONY

 

Dziękuję wszystkim za te wspaniałe odpowiedzi, niestety może wygrać tylko jedna osoba 🙁

Króliczek powędruje do pana Marcina86m, gratuluję i czekam na adres do wysyłki 🙂

 

W dzisiejszym konkursie można wygrać mój najnowszy patronat, czyli wspaniałą książkę O Króliczku Wędrowniczku. Historia prawdziwa 🙂

 

Aby wziąć udział w konkursie, napiszcie, czy mieliście swoją ukochaną maskotkę w dzieciństwie i jeśli tak, to co to było 🙂

 

Odpowiedzi zostawiajcie w komentarzach pod tym postem (do 21.04.2021 włącznie).

Komentarze mogą pojawić się z opóźnieniem na stronie ponieważ muszę je wcześniej zatwierdzić 🙂

 

Zapraszam do zabawy i powodzenia! 🙂

 

 

P.S. Będzie mi bardzo miło jeśli polubicie Małych Czytelników na Facebooku i Instagrami🙂

 

 

 

Szczegółowy regulamin konkursu:

1. Organizatorem konkursu jest autorka bloga Mali Czytelnicy.
2. Konkurs trwa od 17.04.2021 r. do 21.04.2021 r. do godz. 23.59
3. Nagrodą w konkursie jest książka: O Króliczku Wędrowniczku. Historia prawdziwa. Wygrywa jedna osoba.

4. Zgłoszenia konkursowe zostawiacie w komentarzu pod wpisem.
5. Ogłoszenie wyników nastąpi pod zwycięskim komentarzem w ciągu 3 dni, zwycięzca ma także 3 dni na to, aby skontaktować się ze mną mailowo lub na FB Mali czytelnicy w celu podania adresu do wysyłki. Jeśli tego nie zrobi, wybiorę kolejną osobę. Książki wyślę paczkomatem.
6. Zastrzegam sobie prawo do usunięcia zgłoszenia, które narusza regulamin konkursu lub powszechnie przyjęte normy obyczajowe.
7. Dane osobowe zwycięzcy konkursu będą wykorzystane wyłącznie w zakresie niezbędnym do przeprowadzenia konkursu zgodnie z regulaminem.

13 thoughts on “O Króliczku Wędrowniczku. Historia prawdziwa – Konkurs

  1. Oczywiście, że miałam pluszowego przyjaciela! Dostałam go od babci, gdy wyszłam ze szpitala po paskudnym zapaleniu płuc. Był to czarny szympans z bananem w łapce. Pamiętam, że często w telewizji emitowano reklamę proszku do prania, której bohaterami były 2 szympanse, dlatego mój pluszak otrzymał imię po jednym z nich -As. As był ze mną bardzo długo,spał w moim łóżku, wchłaniał dziecięce łzy i stał się nawet bohaterem opowiadania, które napisałam jako 10-latka (szympans w kosmosie… Ten motyw już gdzieś był…). I choć minęło jakieś 25 lat, As nadal „żyje”. Co prawda, moja mama oddała go bez pytania bratanicy, ale wiem, ze ma dobrą opiekę

  2. Żyrafek (bo tak nazwałam mojego ukochanego, pluszowego przyjaciela) doświadczył tylu niezwykłych przygód, że spokojnie można by napisać o nim książkę 😀 nie otrzymałam go w prezencie, nie zauważyłam na sklepowej witrynie, ani w reklamie. Jego początkowe lata nie są do końca znane, lecz w moim życiu pojawił się, gdy miałam 8 lat. Właśnie wtedy nasza rodzina powiększyła się o małego chłopca, który stał się moim kuzynem. Jak mi później wyjaśniono, został on adoptowany. Dla mnie jednak to nie miało najmniejszego znaczenia. Polubiłam go od razu! Często bawiliśmy się razem, a on zawsze przynosił ze sobą pluszową żyrafę z Domu Dziecka, która od razu mi się spodobała. Mój nowy kuzyn miał w zwyczaju, że po wejściu do mojego pokoju zabierał z półki różowego psa. Bardzo mnie to denerwowało, bo później upierał się, że zabierze go do swojego domu. Minęło chyba pół roku, niż nasi rodzice (chyba nie wytrzymali już płaczu i wrzasków) zaproponowali wymianę. Ohhh! Co to był za genialny pomysł Kuzyn oddał mi swoją żyrafę, a ja mu swojego psa. Wszyscy byli szczęśliwi.

    Dzieci w wieku szkolnym mają różne zainteresowania…kosmos, dinosaury, lego itd. Jednak ja od tego momentu interesowałem się tylko żyrafami. Chciałam wiedzieć co jedzą, ile i jak śpią, w jakiej pozycji piją wodę, czego się boją, dlaczego ich języki są czarne i mnóstwo innych szczegółów. Pół roku później wraz z Żyrafkiem odwiedziliśmy jego rodzinę w zoo, a rok później na ścianie mojego pokoju pojawiły się trzy namalowane żyrafy. Był ze mną na Zielonej Szkole i tam niestety spotkał go wypadek. Ktoś specjalnie rozpruł mu szyję. Pamiętam, że płakałam całą noc. Następnego dnia moja wychowawczyni przeprowadziła bardzo trudną operację i Żyrafka udało się uratować ❤️ Historie z nim były na tyle barwne, że zapadły w pamięć mojej rodzinie i znajomym. Żyrafek pojawił się nawet na moim ślubie, gdy ksiądz na ambonie przytaczał nasze dziecięce historię o tym, jak relacja z pluszową zabawką pokazuje jacy jesteśmy naprawdę i bez lukru świadczy o naszym wnętrzu. Mogłabym przytaczać jeszcze wiele naszych wspólnych historii, ale chyba zabrakło by mi na to miejsca. Dam znać, jak już wydam książkę

  3. Moją ukochaną maskotką z dzieciństwa Pan Tysio. Pan Tysio był uszytą przeze mnie maskotką z kawałka szmatki. Miał być pięknym dużym misiem, okazał się małym koślawym stworkiem z niewymiernymi łapkami. Ale jaka ja byłam z niego dumna!
    Narysowałam mu pisakiem buzie, nosek i oczka i nie przeszkadzało mi w miłości do niego to że po pierwszej kąpieli się troszkę rozlały.
    Pan Tysio mieszkał w specjalnym koszyczku i spał na podusi i pod kołderką, które wydziergała dla niego babcia. Jeździł ze mną na wycieczki, czasem podróżował w plecaku do szkoły. Kiedy się bałam w nocy przenosiłam go z koszyczka bliżej siebie.
    Mój mały, wypłowiały przyjaciel cały czas jest ze mną. I pssst śpi dalej w swoim koszyczku w pudełku ze skarbami z dzieciństwa 🙂

  4. Miałam i mam do dzisiaj misia Bartka. Dzięki niemu mój syn dostał takie imię. Jako jedynaczka byłam spragniona towarzystwa rodzeństwa czy kuzynów, lecz nie miałam. Bartek był moim przyjacielem, braciszkiem, powiernikiem. Dużo i często bardzo złego przeszłam w życiu… na szczęście miś nikomu nie powtórzy- jest bardzo lojalny i oddany 🙂 . Prawdziwy przyjaciel z dobrego materiału, który przetrwał lata; tylko buziaczka trzeba było wymienić, bo karmiąc go bardzo mu zniszczyłam, ale potem dorobiłam mu sama na szydełku.
    Dostałam go w 1 klasie szkoły podstawowej. Skończyłam właśnie 50 lat i mam już wnusię. Sądzę, że pokocha misia tak jak ja i mój syn.

    1. Byłam jedną z tych dziewczynek, która żyła otoczona przyrodą i domowymi zwierzętami. Oprócz kilku lalek, nie miałam ukochanej maskotki. Ale był kot, częsty towaszysz zabaw jak i moich dziecinnych tragedii i wylanych w futro ton łez. Był źrebak Wojtek, z którym ganiałam się po całym podwórzu. Były króliki, pszczółki , pies – powiernik i towarzysz wypraw, były też kury, kaczki i indyki. Była też krowa i oswojona sarna… bażanty też były oswojone, choć jak dorosły to sobie poszły w świat. Wszystkie te zwierzęta były częścią mojego życia, moich przytulanek i psot i wszystkie wielbiły mojego dziadka. Nawet pszczoły go nie gryzły, bzyczały, latały ale nie gryzły. Taki był mój cudowny świat dzieciństwa, taki prawdziwy i wspaniały przez wiele przemijających pór roku wśród pól i łąk. Miałam cudowne dzieciństwo

  5. No jasne, że tak!
    Miał na imię FERDEK <3
    Była to niezbyt urocza wiewiórka (?) w ogrodniczkach, z czapką z daszkiem i lansiarskimi dużymi bucikami z eko skóry 😀 Pamiętam, że mama zrobiła mu na drutach paputki 😉
    Płakałam, kiedy jego plastikowe oczka zaczęły się ścierać i wtedy "zbuntowałam się" i stwierdziłam, że Ferdek już mi się nie podoba i nie jest moim ulubionym misiem, a tak naprawdę… nie chciałam, aby oczka zrobiły mu się brzydkie i żeby przestał widzieć, uznałam że jak nie będę się nim bawić, to już zawsze będzie piękny 🙂
    Dzisiaj dobijam do 30'stki, a Ferdek wciąż jest ze mną! 😉

  6. Miałam ukochanego misia pieska nazywałam go pimpuś sadełko, był ciemno zielonego koloru, mieścił się w mojej małej rączce i miał długie uszy podszyte od spodu materiałem w czerwoną kartę. Kochałam go całym sercem ktore się rozpadło na milion kawałkow gdy jako 5 latka zostawiłam go pod sklepem jak poszłam z ukochaną babcia po lody i gdy wróciłam z babcią po niego już go nie było. Gdy zamykam oczy widzę go i tęsknię za nim, chodź minęło 25 lat. Dałabym go teraz mojemu dwulatkowi, wiem że go kiedys spotkam bo spotykam go w moich snach.

  7. Małpka z tysiącem piegów na twarzy! Co to była za zabawka. Puszyście czerwona i zawsze uśmiechnięta!

    Przytulanka marzenie, która nie wiedzieć czemu zawsze gubiła się gdzieś za szafą. Był czas, gdy podejrzewałam ją i inne pluszaki „z gangu”, że ożywają nocą i wyruszają na sobie tylko znane przechadzki.

    Tuliłabym ją do dziś, gdyby pewnego dnia nie zniknęła. Myślę, że wyruszyła po prostu w podróż dookoła świata i teraz popija rum na Kubie lub zdobywa himalajskie szczyty.

  8. Chyba większość osób miała swoją ulubioną przytulankę bądź rzecz bez której nie mogła się obyć. Ja również miałem swojego misia tulisia. Był to zwykły miś w odcieniach miodowego brązu i przeogromnie milutki w dotyku, że aż się chciało do niego cały czas przytulać. Dostałem go do babci na moje pierwsze urodziny i od tamtej pory cały czas że mną był. W nocy spał ze mną, zabierałem go w podróże samochodem a nawet na wizytę do lekarza. I było tak do 8 roku życia bo później stopniowo rodzicie mi go chowali bo już nie wypadało by dziecko 8 letnie chodziło z misiem po dworze. Jeszcze do 10 roku życia miso leżał u mnie w pokoju na półce. Na szczęście mogłem go używać jako poduszkę gdy leżałem i czytałem książkę więc po części mogłem się do niego przytulać dalej. Najlepsze w tym misiu było to, że gdy rodzice go wyprali to na jakiś czas nie używałem go chyba że względu na jego świeżość. Zdecydowanie wolałem jak miś był wymiętolony i brudny Po 15 latach „przyjaźni” misio wylądował na strychu. Został dobrze zabezpieczony i trafił do mojego kartonu z zabawkami. Minęło już 33 lata od kiedy dostałem misia i jest on razem ze mną lecz tym razem od dwóch lat nosi i przytula go nasz synek. Co dziwne też nie lubi misia gdy ten jest świeżo po praniu. Cieszę się, że misio tyle przetrwał i jest w dobrym stanie a jeszcze bardziej że bawi się nim nasz synek.

  9. Moją ukochaną maskotką z dzieciństwa był czarno-biały królik, ubrany w spodenki w kratkę,którego dostałam od mamy. Kiedy miałam 3 latka okazało się,że mam problemy ze wzrokiem, a po wizycie u okulisty okazało się, że pomimo młodego wieku już rozwinęła się u mnie wada wzroku. W dniu w którym dostałam pierwsze okulary,na pocieszenie mama kupiła mi właśnie tą maskotkę, która odtąd stała się moim ulubieńcem i towarzyszyła mi  w trakcie kolejnych  wizyt u okulisty. Króliczek, którego nazwałam Tobik,ma dla mnie sentymentalne znaczenie,więc gdy pozbywałam się maskotek z dzieciństwa jego postanowiłam zachować. Do dziś ma szczególne miejsce w moim pokoju w domu rodzinnym, lubię go czasem dotknąć i przytulić bo przypomina mi o dobrych chwilach mojego dzieciństwa.

  10. Tak tak tak… To był Dino. Mój mały, różowy, słodki DINOZAUR 🙂 to była moja pierwsza miłość, był ze mną wszedzie! Na wakacjach, na spacerze, na nocniku. Kochałam go, serio!

  11. takiego brązowego pieska. Napisałam o nim:
    Na dwór gdy chce iść nosem puka mnie.
    Jakby chciał powiedzieć „Ze mną chodź. Proszę!”
    gdy na niego patrzę zawsze mnie pociesza, wszystkiego wysłucha, łebek położy na kolanach- daje odczuć – już „oki”, nie martw się kochana!
    Chociaż jest uparty i czasem robi co chce tak naprawdę wie jakie miejsce w domu jego jest.
    Z Timim jest wesoło – fajniutki to pies
    i po prostu dobrze, że wciąż z nami jest!

  12. Wiele lat temu kiedy byłam małą dziewczynką miałam 2 ulubione misie – Krzysia i Zbysia, które wszędzie ze sobą zabierałam – byłam dla nich jak mama, opiekowałam się nimi, dbałam o to, aby nie stała im się jakaś krzywda, a w szczególności lubiłam szyć im ubranka. Mogłam tak bawić się godzinami. Dawało mi to wiele radości i ile było przy tym zabawy. Po kilku latach zdałam sobie sprawę co tak naprawdę chcę robić w życiu – otóż zostałam krawcową. Z biegiem czasu pokochałam ten zawód, a to wszystko dzięki dwóm małym misiom – ulubionej zabawce z dzieciństwa 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *