Wywiad z Basią Szymanek

Zapraszam na wywiad z Basią Szymanek, autorką wielu bardzo fajnych i wartościowych książek 🙂

 

Zawsze chciała Pani pisać książki dla dzieci?

Otóż nie! 🙂

Ale zawsze chciałam pisać książki. Bardzo poważne książki, oczywiście.

Studiowałam polonistykę, a to wydział, który często zasilają osoby lubiące i czytać, i pisać.

 

Jak się to wszystko zaczęło? 🙂 Jaką książkę napisała Pani jako pierwszą?

Muszę przyznać, że miałam po prostu dużo szczęścia. Skończyłam specjalizację edytorską i po studiach trafiłam do pracy w wydawnictwie; byłam takim redaktorem „czytaczem”.

W którymś momencie wpadły mi jako zlecenia od ówczesnego pracodawcy teksty do tłumaczenia: proste, ślicznie zilustrowane historyjki, do dziś je pamiętam! I wyszło, że nie wyszło źle.

Ale przełomem było tłumaczenie, czy może raczej adaptacja, dłuższego wiersza, który ukazał się pod tytułem „Pewnej nocy przed Wigilią”.

Napisałam ten tekst na szybko, przy pracowym biurku w Wydawnictwie Olesiejuk – i to otworzyło mnie na „opcję wierszykową” i kolejne zlecenia na tłumaczenia wierszyków lub pisanie rymowanek do ilustracji.

Tu od razu muszę podkreślić, że gdyby nie praca w wydawnictwie, najpewniej nie byłoby mnie „autorki”, no chyba że ktoś z niepojętych powodów wydałby któryś z moich smętnych wierszy.

Mnie zdecydowanie brakuje siły przebicia na chodzenie za swoimi sprawami. Ale wiem, że masa osób piszących ma nieporównywalnie trudniej niż ja – i musi pokonać dużo dłuższą drogę od pomysłu na książkę do jej wydania.

 

W Pani dorobku znajdziemy wiele różnych pozycji, od wierszy po wyszukiwanki. Skąd czerpie Pani inspiracje?

Pomysły na książki potrafią mi się przyśnić. Oczywiście, rano myślę, że są szalenie oryginalne, po czym okazuje się, że „to już było” 🙂

Tak najogólniej: mam wytyczone dwie drogi: są rzeczy wymyślone: „moje”, na które, jak dobrze pójdzie, dostaję zielone światło; i zlecenia, przy których ktoś podsuwa temat. (Ale bywa, że się odwdzięczam i „mój” pomysł realizuje autorsko ktoś inny, z korzyścią dla pomysłu).

Na przykład seria o supermocach to inicjatywa redaktor naczelnej Wydawnictwa Olesiejuk pani Moniki Kalinowskiej, ona też zaproponowała, żeby zrobić książkę o bakteriach i może jeszcze gdzieś zmieścić robaczki. Tu moim wkładem było wymyślenie formuły dla tych tematów.

Serię „Do dziewczynek świat należy” zawdzięczamy mojej koleżance z pracy, Ani Stawskiej.

Z kolei, jeśli chodzi o autorskie pomysły, wielką inspiracją jest mój Filipek, na tę chwilę pięcioletni: to dla niego napisałam „Nieśpiące królewny”. I na jego potrzeby odpowiedziałam „Rymowanym alfabetem”.

Mam też na stanie w szufladzie kilka dłuższych wierszyków/zbiorków powstałych z potrzeby popastwienia się nad słowami albo powygłupiania: są dosyć abstrakcyjne, ale w takich klimatach czuję się najlepiej.

 

Ma Pani ‘swoją’ ulubioną książkę? Lub taką, z której jest Pani szczególnie dumna?

Przyznam, że lubię „Nieśpiące królewny”.

Pisanie tego tekstu sprawiło mi niesamowitą frajdę. Początkowo chciałam zmieścić w fabułce dwanaście królewien, ale na szczęście rozsądek mnie przyhamował i skończyło się na czterech.

Lubię też „Detektywa Niezgułkę”, bo jest odpowiednio abstrakcyjny: mamy tu także nieco więcej tekstu i mogłam więcej pożartować.

Mnóstwo radości dają mi wyszukiwanki zmajstrowane przez panią Ewę Podleś: bo, proszę mi wierzyć, krewni i znajomi Królika plus cała redakcja Wydawnictwa i moja kochana szwagierka Ola, stawali na głowie, żeby wypatrzeć to, co jest do wypatrzenia.

No i dumna jestem z piosenki o psipopotamie, którą nagraliśmy z przyjaciółmi, bo to była fajna przygoda i coś z zupełnie innej beczki.

 

Jak wygląda u Pani proces powstawania nowej książki?

Najczęściej jest tak, że mam pomysł i początkowe huuuurra! zmienia się w panikę, bo trzeba się za niego zabrać :).

Najlepiej bym się czuła, pisząc, jak Lem, wstępy lub streszczenia do nieistniejących książek. Wierszyki „piszą się” najczęściej sprawnie, bo kiedy wpadnie się w rytm, to jakoś skocznie rzecz idzie. Ale dłuższe teksty… To mój odwieczny problem.

Pisanie jest baaaardzo mozolną czynnością…

Zaczęłam kiedyś, dawno temu, pisać opowieść o dziobaku uciekającym z baśniowego świata – w zamierzeniu sporą gabarytowo. I jeśli kiedyś ją skończę, to trafi niechybnie do Księgi rekordów Guinnessa w kategorii: najdłużej powstający tekst.

Nie przeszkodziło mi to wcale w rozpoczęciu kolejnego większego „dzieła”, które, mam nadzieję, nie podzieli losu nieszczęsnego dziobaka.

 

Ma Pani wpływ na wygląd swoich książek? Pani wybiera ilustratora/ilustratorkę?

Czasem tak i czasem nie 🙂

Supermoce, seria dla dziewczynek czy „Nieśpiące królewny” toczyły się obok. Także panią Ewę Podleś „dostałam”: trafiło mi się jak ślepej kurze ziarno! Potem kontynuowałyśmy współpracę.

Z kolei do dwóch „Rymowanek z zadaniami” miałam przyjemność zaprosić panią Kasię Sadowską, z którą wspaniale się współpracuje, a „Rymowany alfabet” zaproponowałam bardzo fajnym Rysopisom.

Na marginesie dodam, że od pewnego czasu współpraca z ilustratorami jest częścią moich obowiązków i jestem pod wrażeniem tego, jak utalentowanych i kreatywnych mamy twórców.  

 

Razem z Ewą Podleś stworzyła Pani bardzo fajną serię wyszukiwanek (o pierwiastkach, bakteriach i robaczkach). Skąd pomysł na takie pozycje? Jak wyglądała praca nad serią? Będą kolejne tytuły? 😊

Najpierw był pomysł redaktor naczelnej, żeby przygotować książkę o bakteriach. I jeszcze dodać do tego robaczki. Dobrym rozwiązaniem wydała mi się wtedy formuła wyszukiwankowa, żeby było i ciekawie (= nie nudno), i (mam nadzieję) niesztampowo, jeśli chodzi o edukacyjne tematy.

Tekstu nie ma tu zbyt wiele, ale musiałam przemyśleć, jakich wybrać bohaterów i w jakich sceneriach ich pokazać, żeby całość była w miarę sensowna i zaowocowała graficzną różnorodnością rozkładówek – to też jest rola autora, nawet tworzącego najprostsze rzeczy.

Z ciekawostek: ja myślałam o ukryciu na stronach po jednym elemencie i to pani Ewie Podleś zawdzięczamy tę atrakcyjną mnogość.

Planując książki, warto czasem myśleć „seryjnie”, więc zgrabnym kandydatem na kolejny tytuł w tej serii wydały mi się pierwiastki. Potem z innej parafii do kompletu dołączyli: detektyw Niezgułka (to z pomysłów przyśnionych) i czekający na moment wydania, już gotowy, Święty Mikołaj, borykający się, jak Herakles, z dwunastoma ciężkimi pracami… To już nie wyszukiwanki, ale też część serii „Tu i tam: szukam!”.

Jeśli chodzi o przyszłość, to dużo zależy od tego, jak ta zgraja poradzi sobie na rynku…

 

Ma pani jakieś rytuały związane z pisaniem?

Tak. Kiedy piszę, zdarza mi się imitować rozkładówki książki tabelką w pliku tekstowym udającą strony: lewą i prawą. To zapewne wynik kompletnego braku wyobraźni przestrzennej. Dopiero tak widzę, że „z tego będzie książka”. 😉

 

Co jest według Pani najtrudniejsze w pisaniu książek? 

Mozół. Pamiętam pewne spotkanie autorskie z twórcą kryminałów. Kiedy zaczął opisywać warsztat swojej pracy, można było usnąć z nudów. A jego książki rozpierała akcja!

Ja na dodatek mam ten problem, że coś szybko napiszę, a potem międlę i międlę to, co już mam, zamiast dopisać coś nowego. Twór więc nieustannie się zmienia, ale niekoniecznie idzie za tym postęp prac 🙂

 

A co w pisaniu sprawia Pani najwięcej radości?

To, że można zaszaleć. Nawymyślać. Powygłupiać się, poprzyglądać słowom, pouśmiechać do nich. Stworzyć mikroświat z narzędzi, które ma się w głowie.

 

Ma Pani jakieś ukochane książki z dzieciństwa?

Tak! To Korczakowski „Kajtuś Czarodziej”. Leśmianowskie „Klechdy sezamowe”. Uwielbiałam też „Alicję w Krainie Czarów”. Wielką czwórcę zamknąłby „Dziki koń spod kaflowego pieca” Christopha Heina. Szkoda, że ta książka na naszym podwórku nie weszła do kanonu.

 

Czy są autorzy, których książki szczególnie Pani ceni?

W „dorosłej” beletrystyce często idę autorami, jak zagorzały wyznawca. Jak Steinbeck, to cały. Na szczęście nigdy nie rozpoczęłam fazy na Kraszewskiego… 

Z książkami dziecięcymi mam tak, że trwam w zachwycie nad „Muminkami”. (Mam nawet hipotezę, że ludzie dzielą się na zdecydowanych zwolenników i przeciwników Muminków, a do tego zwolennicy wolą zupę pomidorową z makaronem od tej z ryżem, podczas gdy przeciwnicy – mają całkiem na odwrót. Muszę to kiedyś udowodnić naukowo!). Na polskim rynku oczywiście nie można nie być fanem Justyny Bednarek. I bardzo lubimy rodzinnie Macieja Szymanowicza, także w roli autora (jak w „Krasnoludkach”)! Jest genialny!

 

Czy w najbliższym czasie dostaniemy Pani kolejną książkę? 😊

Mam nadzieję!

Kilka tekstów jest ilustrowanych: między innymi całkiem nowa seria przygotowywana, a jakże, z panią Ewą Podleś. Kontynuuję też współpracę z Rysopisami. Ale sytuacja na rynku książkowym jest trudna, więc to, że coś się dzieje, niestety, nie wiadomo kiedy przełoży się na wydanie 🙁

Trzymajmy więc  kciuki za to, żeby rynek wydawniczy dobrze się trzymał!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *