Udało mi się porozmawiać z Moniką Kamińską, autorką wspaniałej serii o Kuku i innych wartościowych książek.
Koniecznie przeczytajcie, jak wyglądała jej droga do pozostania pisarką i czym jeszcze nas zaskoczy.
Zadebiutowała Pani książką Kuku i historia pępka. Czy była to również pierwsza książka, którą Pani napisała?
To była druga książka dla dzieci, którą napisałam. Pierwsza to był Niedźwiadek szuka przyjaciół i jak widać, ta musiała na wydanie poczekać dość długo. Wcześniej pisałam jedynie opowiadania, ale dla dorosłych.
W świat książek dla dzieci weszłam trochę po omacku 🙂
Długo szukała Pani wydawcy, który wyda ‚Kuku’? I jakie to uczucie, trzymać w rękach swoją książkę? 🙂
Z Kuku poszło mi dość łatwo i w zasadzie najłatwiej ze wszystkich moich książek. Pierwszą pozytywną odpowiedź dostałam w ciągu kilku dni, a dwie kolejne w ciągu następnych dwóch tygodni. Miałam więc ten komfort, że mogłam wybrać, z kim chcę współpracować.
Z kolejnymi już nie jest tak różowo.
Natomiast uczucie było cudowne, kiedy mogłam ją wreszcie wziąć w ręce.
Było to nawet trochę dziwne, kiedy czytałam moim dzieciom książkę, którą sama napisałam. Ale ta dziwność była bardzo pozytywna.
Z wykształcenia jest Pani biologiem i dietetykiem, czy pisanie było zatem od zawsze Pani pasją?
Wydaje mi się, że pisanie było mi przeznaczone 🙂
Od zawsze tworzyłam jakieś historie, bazgrałam opowiadania w zeszytach, chodziłam i opowiadałam różne historyjki, kiedy jeszcze nie potrafiłam pisać. Nigdy jednak nie wierzyłam za bardzo, że uda mi się robić to na poważnie i z tego żyć, więc uznałam, że trzeba wybrać sobie jakiś konkretny kierunek studiów. Padło na biologię. W trakcie zorientowałam się, że to nie to co chcę robić, więc jednocześnie kończyłam studia z biologii i zaczęłam studiowanie dietetyki. Chciałam zostać dietetykiem, naprawdę. Ale zaraz po studiach wyjechałam za granicę, nie znając ani jednego słowa w danym języku, niedługo potem pojawiły się dzieci i kariera dietetyka odeszła w niebyt. Mąż zaczął mnie namawiać żebym spróbowała sił w pisaniu, żebym wyjęła historie z szuflady.
I tak niedługo po narodzinach trzeciego dziecka wreszcie uległam jego namowom. Napisałam Niedźwiadka, którego nikt kompletnie nie chciał wydać, a jakieś dwa miesiące później Kuku.
I dalej jakoś już się to potoczyło.
Dostaliśmy już Pani 7 książek. Poruszają różne tematy i są przeznaczone dla różnych grup wiekowych. Czy jest jakiś styl lub tematyka, w której czuje się Pani najlepiej?
Ta różnorodność podobno jest wadą, bo ciężko kogoś takiego wypromować. Ale ja nie potrafię pisać ciągle tylko jednej serii, czy nawet dla jednej grupy wiekowej. Chyba by mnie znudziło. Nie panuję nad tym, jaka historia przyjdzie mi do głowy. Dlatego tym bardziej się cieszę, że znalazły się wydawnictwa, które jednak zdecydowały się mnie opublikować.
Ostatnio zauważyłam, że bardzo dobrze czuję się pisząc teksty w pierwszej osobie, tak jak na przykład serię o Bąblach. Sprawia mi to wielką frajdę.
Ciągnie mnie też do klimatów fantasy: smoków, magii, jednorożców. Ale na pewno nie będę pisać tylko w takim gatunku. Myślę, że jeszcze szukam swojej ostatecznej drogi i stylu.
O ile taki w ogóle istnieje.
Na co zwraca Pani szczególną uwagę tworząc nową historię? Skąd czerpie Pani pomysły? 🙂
Przy tworzeniu nowej historii zawsze przed pisaniem zastanawiam się, jak przedstawić dany temat, żeby spodobał się dzieciom. To dla mnie bardzo ważne i zwykle długo o tym myślę, zanim usiądę do pisania.
Mówi się, że nie powinno tworzyć się pod publiczkę. Ale jeśli tą publiką są dzieci, to, moim zdaniem, jest to jedyne słuszne podejście.
Co do pomysłów, to mam w tym względzie klęskę urodzaju. Pomysły przychodzą same, czasem pod wpływem rozmowy, filmu, książki, obserwacji moich dzieci. Trudno opisać skąd się biorą, bo to zwykle takie nagłe olśnienie, które najczęściej przychodzi w najmniej oczekiwanym momencie, np. w środku nocy.
Jak wygląda proces powstawania nowej książki? Siada Pani i pisze, czy to są raczej różne etapy? Ma pani jakieś nawyki, rytuały?
Jeśli są to książki krótsze, typu Kuku, Bąble czy nawet Tajemnica niebieskich drzwi, to mam ogólny pomysł, przesłanie i siadam i piszę. Potem są poprawki i wysłanie do kilku czytelników, żeby sprawdzić jakie są wrażenia.
Natomiast przy dłuższych książkach, a nad takimi od ponad roku pracuję, potrzebny mi już plan fabuły. Najpierw układam ogólny plan, wypisuję sobie bohaterów i jakieś ważniejsze informacje i dopiero siadam do właściwego pisania.
Co do nawyków i rytuałów – nie mam takich obecnie, bo przy dzieciach nie mam czasu na takie „fanaberie” 🙂 często trzeba usiąść i pisać tu i teraz, bo akurat znalazła się chwila.
Która z Pani książek jest Pani najbliższa?
Jeśli mam wybrać jedną, to będą to Wakacje z Bąblami i pozostałe części z tej serii, które są obecnie przygotowywane do wydania.
To książki, w których opisuję trochę własnych wspomnień z dzieciństwa, bohaterowie zostali stworzeni na wzór moich dzieci, no i historia dotyczy rodziny wielodzietnej prowadzącej edukację domową, czyli dokładnie tak, jak w moim prywatnym życiu.
A oprócz tego miałam po prostu ogromną frajdę pisząc te opowiadania.
Książka dla dzieci to historia, ale także ilustracje. Czy miała Pani wpływ na wygląd swoich książek? Współpracowała Pani z ilustratorami?
Bezpośrednio współpracowałam tylko z Agnieszką Wajdą, ilustratorką Niedźwiadka. Ale to też nie była taka typowa współpraca.
Agnieszka zgodziła się przygotować kilka próbnych ilustracji i wysłać razem ze mną propozycję wydawniczą. Działałyśmy jak partnerki, a nie jak zleceniodawca-zleceniobiorca dlatego Agnieszka sama decydowała o tym, który fragment zilustruje i jak to będzie wyglądało. Oczywiście pytała mnie o to, czy takie pomysły mi się podobają, ale nie była to typowa współpraca z ilustratorem. W przypadku pozostałych książek miałam wpływ na wybór ilustratora, do niektórych przygotowałam też opisy ilustracji, na podstawie których potem pracował ilustrator, więc miałam realny wpływ na wygląd książek.
Jak Pani ocenia polski rynek wydawniczy? Czy jest on przyjaźnie nastawiony do nowych twórców?
Polski rynek, jeśli chodzi o książki dla dzieci, jest naprawdę bogaty i zróżnicowany. Mamy mnóstwo wspaniałych książek i już coraz rzadziej trafiają się jakieś buble robione po łebkach.
Jeśli natomiast chodzi o spojrzenie ze strony autora, to debiutant i nieznany autor ma szansę na wydanie, ale nie jest to łatwe. Trzeba mieć sporo cierpliwości i wiedzy o rynku i warunkach, żeby nie pozwolić się wykorzystać, bo niestety zdarzają się też nieuczciwi wydawcy.
Niestety sami autorzy psują rynek zgadzając się na skandalicznie złe warunki. Dlatego trzeba uważać, dobrze czytać umowy i się nie poddawać, wtedy wszystko się uda.
Na rynku jest naprawdę ogrom debiutantów i początkujących autorów, więc publikacja jest jak najbardziej możliwa. Natomiast bardzo trudno jest się przebić i wyjść z takiej strefy autorskich płotek. Takich autorów mało znanych jest bardzo dużo i uzyskanie jakiejś rozpoznawalności jest bardzo trudne.
Ma Pani swoich ulubionych autorów dla dzieci? Jakie są Pani ulubione książki z dzieciństwa?
Moją ulubioną autorką jest bez dwóch zdań Astrid Lindgren. Uwielbiałam jej książki jako dziecko i uwielbiam nadal. To idealny przykład literatury, która się nie starzeje, tak samo podoba się współczesnym dzieciom, jak podobała się dawniej. Poza tym one są po prostu takie prawdziwe, zabawne, choć nie do końca beztroskie. W dzieciństwie bardzo lubiłam jej Dzieci z Bullerbyn czy Ronję córkę zbójnika. Oprócz tego bardzo podobała mi się Karolcia, książki Kornela Makuszyńskiego, a później Harry Potter, którego ogromną fanką jestem do dziś.
Czy możemy się spodziewać kolejnych Pani książek w najbliższym czasie?
Czym jeszcze nas Pani zaskoczy? 🙂
Jeszcze w tym roku pojawią się dwie moje książki: kolejna część Niedźwiadka, a pod koniec roku nowe Bąble.
Natomiast jeśli chodzi o zaskoczenie, to pasuje do tego książka, która pojawi się na początku przyszłego roku.
To będzie początek serii dla starszych dzieci w klimatach science fiction/post apo. Bardzo na nią czekam bo jest dla mnie dość ważna, nie tylko dlatego, że to pierwsza dłuższa książka, ale też jej temat jest obecnie bardzo istotny. Więcej chyba na razie nie mogę zdradzić.