Wywiad z Ewą Marszałek

Zapraszam na wywiad z panią Ewą Marszałek – autorką książki Franek i Wojna 🙂

 

Może na początek opowie Pani coś o sobie?

Przede wszystkim dziękuję za propozycję tego wywiadu. Cieszę się, że będę mogła powiedzieć kilka słów o projekcie hulkybulky.pl i najnowszej książce Franek i Wojna.

Wracając do pytania – na co dzień pracuję zawodowo w firmie Airhelp, dbam o jakość wytwarzanego oprogramowania i jak mogę, wspieram nasz zespół programistów.

Po pracy opiekuję się trojgiem małych ludzi. Kiedy dzieci zasną, to albo kończę pracę, albo piszę kolejne rozdziały bajek, które dawno temu, dla żartu, zostały nazwane Hulky Bulky

 

Kiedy powstał pomysł napisania książki Franek i Wojna?

Na długo przed wybuchem wojny na Ukrainie mój syn oznajmił mi, że nauka czytania jest czymś najgorszym na świecie. Wyjaśniłam mu, że czymś najgorszym na świecie jest wojna, a nie czytanie.

Oczywiście trudno było mu uwierzyć, ale ziarno zostało zasiane. Zaczął w swojej główce analizować temat. Czasem ni stąd, ni zowąd zapytał, czy wojna, to coś jeszcze gorszego niż pandemia albo czy ja widziałam wojnę.

W końcu, podczas cierpień nad jedną ze szkolnych czytanek, ostatecznie uznał, że wojna nie może być gorsza niż nauka czytania i temat ucichł.

Aż do 24 lutego 2022.

Wiele rozmawiałam z innymi rodzicami o tym, jak ich pociechy zareagowały na wybuch wojny za naszą granicą. Jak się Pani domyśla, nie było jednej, standardowej odpowiedzi. Dorośli mniej lub bardziej umiejętnie przekazywali dzieciom informacje o rosyjskim ataku.

Byli też tacy, którzy postanowili nic nie mówić, ale pomimo ich starań, by ochronić maluchy, i tak najczęściej byli wyręczani przez nauczycielkę przedszkola lub telewizję.

Kończyło się to problemami z zaśnięciem, pytaniami, czy tatuś zginie na wojnie, albo wręcz przeciwnie fascynacją sprzętem wojennym bez zrozumienia, że za liczbą rakiet i czołgów kryje się cierpienie człowieka. Wtedy już wiedziałam, że ta książka musi powstać.

 

Czy od pomysłu do realizacji minęło dużo czasu?

Sam proces pisania zajął kilka miesięcy.

Nie jest to długo, jak się pomyśli, że pisałam w czasie wolnym i każdy rozdział konsultowałam. Wykonanie ilustracji, redakcja, skład, korekta i wydruk zajęły w sumie cztery miesiące, co również jest dobrym wynikiem.

Mogę powiedzieć, że miałam dużo szczęścia, jeśli chodzi o zespół wydawniczy. Pracowałam z prawdziwymi profesjonalistami, którzy włożyli dużo serca, aby książka była naprawdę wyjątkowa. 

 

Książka jest pięknie wydana i bardzo ładnie zilustrowana. Czy dokładnie tak ją sobie Pani wyobrażała?

Książka jest zupełnie inna, niż ją sobie wyobrażałam, jest znacznie piękniejsza.

Kiedy zobaczyłam prace Julii Sarapaty de Carvalho, ilustratorki, zdecydowałam się dać jej pełną swobodę. Oczywiście otrzymywałam szkice od akceptacji. Ale tam naprawdę nie było czego nie akceptować.

To było niesamowite uczucie patrzeć, jak poszczególni bohaterowie ożywają.

Pierwszą postacią, w którą pani Julia tchnęła życie była mama Franka. Mimo że ta pierwsza grafika nie znalazła się w książce, to do dziś pozostaje moją ulubioną. Może przy kolejnym wydaniu ją dodamy. 

 

Czy część wizualna była dla Pani ważna? Miała wpływ na treść?

Część wizualna była bardzo ważna, ale pragnienie żeby wydać piękną książkę nie miało wpływu na treść.

Sama trochę ilustruję, co prawda z potrzeby serca i chałupniczo, ale wystarczająco, aby odkryć, że nie ma tekstu, którego nie da się zobrazować. Pisząc, podążałam za fascynacjami moich dzieci, w ogóle nie myśląc, czy są one ‘ilustrowalne’, czy nie.

 

Akcja książki toczy się w 2747 roku? Skąd taki pomysł?

I czemu to akurat ten rok? 

Przede wszystkim mój syn kocha liczby, a najbardziej te duże i skomplikowane. Reszta to marzenia o idealnym świecie. 

Pytanie brzmiało: ile czasu potrzebowałaby ludzkość, aby zapomnieć, czym jest wojna, zakładając, że dziś, w 2022 roku, przywódcy wszystkich państw świata solidarnie rezygnują z agresji? 

Aby wyrazy typu ‘kontusz’ czy ‘żupan’ wypadły z obiegu potrzebowaliśmy trzystu lat, więc może siedem wieków starczyłoby, aby wyprzeć pojęcie wojny z powszechnej pamięci?

Zatem owszem, wybrany rok ma za sobą pewną naiwną logikę, ale w gruncie rzeczy jest symboliczny.

 

Czemu to akurat mrówki zostały bohaterkami książki?

Moje dzieci są szczęśliwymi posiadaczami kilku książek o mrówkach.

Na jednej z ilustracji przedstawiony jest podziemny labirynt korytarzy, widać też komory i ich zawartość.

Oskarek zna na pamięć każdy element tej grafiki. Proszę mi uwierzyć, mrówki z tamtego obrazka same prosiły się, aby zostać bohaterkami Franka i Wojny

W innej z kolei książce synek znalazł opis wnętrza ziemi, które jest gorące i żywe, co wpływa na kondycję powierzchni globu.

Zafascynowało go to, że kilkanaście kilometrów pod jego stopami temperatura jest tak wysoka, że nie ma narzędzia, jakim można by się tam dokopać. Stąd właśnie pochodzi wątek ognistych mrówek.

W prawdziwym świecie ogniste mrówki też istnieją, nie są tak gorące, jak wnętrze ziemi, jednak ich jad wywołuje bardzo silny palący ból i odczucie podobne do oparzenia. Wydawało mi się naturalnym, żeby to wykorzystać.

 

Franek żyje w czasach, w których ludzie nie pamiętają, czym jest wojna. Czy Pani zdaniem taka sytuacja jest możliwa?

Nie sądzę. Gdyby nie ostatnie wydarzenia na Ukrainie, prawdopodobnie naiwnie powiedziałabym, że wierzę w taką możliwość. Może nawet podałabym jakąś konkretną datę, kiedy to ludzkość miałaby dojrzeć do życia w pokoju.

Na chwilę obecną nie mam tej wiary i obawiam się, że świat, który nie zna słowa ‘wojna’ jeszcze na długo, jak nie na zawsze, pozostanie tylko na kartach książek.

 

Franek i Wojna to historia na ważny, ale też trudny temat. Czy Pani zdaniem książki są dobrą formą poruszania z dziećmi takich tematów?

W przypadku dorosłych myślę, że każda książka jest dobrym pretekstem do analizy trudnego tematu. Ale wydaje mi się, że zupełnie inaczej jest z dziećmi.

Rozmowa z maluchami o sprawach ciężkich i bolesnych jest trochę jak operacja na otwartym sercu. Trzeba być naprawdę ostrożnym i ważyć każde zdanie. Odpowiednia książka może tu przyjść z pomocą. Mam gorącą wiarę w to, że opowieść o Franku jest właśnie taką pozycją; pokazuje cierpienie, rozłąkę, stratę, bezsilność i zagubienie. Wszystko to pokryte jest warstwą lekkich dialogów, humoru i akcji.

Nie bez powodu Franka i Wojnę uznano za bajkę terapeutyczną. 

 

Jak rozmawiać z dziećmi o wojnie? Co i jak można im przekazać?

Co zrobić, gdy dziecko bardzo przeżywa to, co się dzieje chociażby u naszych sąsiadów? Jak możemy mu pomóc?

Na pewno powinno się wytłumaczyć dziecku, że jest bezpieczne, że zawsze będzie miało dach nad głową i rodziców obok. 

Czy rozmawiać? Każde dziecko ma inną wrażliwość. Szanuję decyzję rodziców, którzy postanawiają nie rozmawiać o wojnie ze swoimi pociechami. Ja jednak jestem za tym, aby delikatnie opowiedzieć, czym jest wojna i zmierzyć się nawet z najtrudniejszym pytaniem.

Wykluczam oczywiście mówienie wprost, bo nagiej prawdy o wojnie nawet niektórzy dorośli nie są w stanie udźwignąć.

Bajka jest genialnym narzędziem i podoła prawdopodobnie każdemu wyzwaniu.

Proszę zauważyć, że w niemal każdej klasycznej baśni umiera jakiś bohater. Najczęściej jest to zły wilk, ale też mama, którą zastępuje okrutna macocha. Są też udaremnione próby morderstwa (Królewna Śnieżka, Czerwony Kapturek, etc).

Mimo brutalnych scen wciąż do tych tekstów wracamy i od pokoleń bez obaw czytamy je swoim dzieciom. Bajka pozwala przemycić naprawdę wiele.

Klasyczne bajki dają pewnego rodzaju przepustkę. Kusiło mnie, aby niektóre rzeczy związane z wojną przedstawić bardziej dosadnie, ale niczemu by to nie służyło.

W opowieściach, które piszę dla moich dzieci, unikam słowa ‘umieranie’. Nie zdarzyło mi się jeszcze uśmiercić bohatera ani stworzyć sylwetki, która byłaby jednoznacznie zła. Uważam, że moje dzieci nie są jeszcze na to gotowe, zwłaszcza, że uczestniczą w budowaniu moich bohaterów i przywiązują się do nich. 

 

Czy książki zawsze pomogą nam oswoić trudny temat? Czy Pani zdaniem są jakieś tematy, których nie można lub nie powinno się poruszać w książkach dla dzieci?

Książki Elżbiety Zubrzyckiej udowadniają, że nie istnieje temat, którego nie powinno się poruszać w tekstach dla najmłodszych.

Z całym przekonaniem powiem, że jeśli tylko w dziecku pojawi się potrzeba rozmowy na jakikolwiek temat, trzeba pochylić się nad jego pytaniami. Unikanie wyjaśnień raczej nie doprowadzi do niczego dobrego. Mówimy tu już nie tylko o tłumaczeniu, czym jest wojna lub śmierć, ale też o takich okrucieństwach jak molestowanie dzieci czy nękanie w szkole.

Książki “Powiedz komuś”, “Słup soli” nawiązują wprost do tych spraw. Jeśli brakuje pomysłu, w jaki sposób udzielić odpowiedzi, warto poszukać pomocy w książkach lub u specjalistów.

 

Zmieniając temat, czy ma Pani swoje ulubione książki dla dzieci? Co Pani najchętniej czytała, będąc dzieckiem?

Od zawsze kochałam bajki i baśnie, im bardziej odrealnione i przerysowane, tym lepiej. Znam chyba wszystkie wersje kopciuszka, łącznie z tą, w której przyrodnia siostra odcina sobie piętę, aby jej stopa zmieściła się w pantofelku.

Swoje miejsce na półce miały oczywiście baśnie braci Grimm czy Andersena.

Nie przypadkowo mój młodszy syn nosi imię jednego z bohaterów Królowej Śniegu. Bawiłam się też wierszami i rymowankami. Do dziś mogę jednym tchem kilka z nich wyrecytować, co bardzo się przydaje, kiedy trzeba odciągnąć uwagę któregoś z dzieci, na przykład, od zdartego kolana.

 

Planuje Pani kolejne książki?

Jak najbardziej. Mam nadzieję, że wydawnictwo hulkybulky.pl będzie się wciąż rozwijać.

Obecnie pracuję nad bajką o imigrantach pod roboczym tytułem Tomek, mały imigrant.

Kończę też opowieść o Świętym Mikołaju i “niegrzecznym chłopcu”, w której podejmuję temat walki z pewnymi stereotypami. Marzę też o nowej szacie graficznej dla mojej ulubionej opowieści wigilijnej, czyli dla “Pajączka ze stajenki betlejemskiej”. W szufladzie mam kilka bajeczek, z których Oskar już wyrósł, ale mam nadzieje wrócić do nich kiedy Kai podrośnie. 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *